Rok 2005 – od trzech lat pracuję w jednym z zielonogórskich biur podróży.
Rok wcześniej, w 2004 roku otworzono granicę z Wielką Brytanią. Mnóstwo Polaków poleciało szukać raju na ziemi właśnie na Wyspy Brytyjskie.
Nigdy o tym nie myślałam. Byłam związana z Polską, tutaj mam rodzinę, ukochanego i dobre życie.
Jednak w sierpniu 2005 roku napisałam emalia do Barrego – managera schroniska młodzieżowego w Edynburgu, z którym nasze biuro współpracowało. Niezobowiązująco zapytałam jak wygląda sytuacja w Szkocji, czy jest szansa na pracę, czy przybyło dużo emigrantów, jak się mieszka itp. Itd. – bardziej z ciekawości niż chęci przyjazdu.
Bary jak na zapracowanego managera przystało nie opowiedział na moje pytanie, ale jak na prawdziwego Szkota przystoi nie zignorował mojego zapytania tylko przesłał je do swojego przyjaciela – Alana, informatyka, taksówkarza, który ma więcej czasu i prawdopodobnie odpowie na moje zapytania.
Wkrótce dostałam wiadomość od obcego mi faceta – Alana. Przeczytałam jednak dość szybko o niej zapomniałam. Alan wysłał jeszcze parę wiadomości, jednak nie utrzymywałam z nim stałych kontaktów, od czasu do czasu odpowiadałam na jego mejle.
Za jakiś czas okazało się, że w tym samym czasie co ja odbywałam praktyki w Krakowie, Alan wraz ze swoją partnerką Maureen przylatywali do Krakowa, na twz. City Break.
Umówiliśmy się na wspólne zwiedzanie. Z moją wtedy łamaną angielszczyzną
i nieznajomością Krakowa oprowadzałam ich i opowiadałam o największych jego atrakcjach. Było miło i przyjemnie.
Później wróciłam do rzeczywistości, na studia i do pracy w Zielonej Górze.
Alan czasami pisał, ja rzadko odpowiadałam. I tak nadszedł sierpień następnego, czyli 2006 roku. Skończyłam studia, miałam zamiar skończyć pracę w zielonogórskim biurze, byłam bardzo zakochana w moim obecnym partnerze -Krzyśku, myślałam o przeprowadzce do Krakowa.
Pewnego dnia dostałam wiadomość od Alana. Otworzyłam bez większego entuzjazmu. Przeczytałam tą wiadomość kilka razy ponieważ nie do końca rozumiałam co mi napisał (jednak nie dlatego, że nie znam języka angielskiego).
Alan zadał mi pytanie czy w moim pokoju, w Edynburgu może być takie łóżko z IKEI, które znajduje się na zdjęciu do załączonej wiadomości. Jaki mój pokój, jakie moje łóżko.?!!!
Dopytywałam Alana o czym on pisze. Wtedy przypomniał mi moje zapytanie sprzed roku:
o sytuacji w Szkocji, o pracy, o nowych możliwościach. Skoro chciałam przyjechać (ale ja w ogóle o tym nie myślałam i o to nie pytałam) on razem z Maureen przygotowali mi pokój.
Alan napisał, że będzie w październiku w jego ukochanym Sopocie, więc możemy się tam spotkać
i razem lecieć do Szkocji. Siedziałam i nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać. Miałam 25 lat, byłam świeżo zakochana, motylki w brzuchu, bicie serca, świata prawie nie widziałam poza ukochanym, a tutaj taka okazja niemalże życiowa. Co robić? Co robić?
W moim życiu wszystkie decyzje życiowe podejmuję sama. Jestem dość odważna i lubię ryzyko. Postanowiłam polecieć.
Co prawda miałam mnóstwo pytań, wątpliwości, obaw i strachu. Przecież to obcy dla mnie ludzie.Jednak postanowiłam polecieć.
Pojechałam najpierw z Krzyśkiem (moim partnerem) do Sopotu, później z Alanem poleciałam do Szkocji. Zapakowałam cały swój dorobek życia: jedna
walizka = 25 kg. Jeszcze w Sopocie tuż przed wyjazdem na swoim koncie miałam około 100zł.
Wcześniej wykonałam jedno zlecenie dla pewnej turystycznej firmy
z Gdańska i czekałam na wypłatę od nich. Stresowałam się czy mi zapłacą za wykonanie zlecenia czy nie, lot do Szkocji z 20 funtami, to niezbyt przyjemna perspektywa. Stresowałam się czekając
na pieniądze, ale dostałam 2000zł. Majątek ten wymieniłam na funty i poleciałam do Edynburga. Pierwszy lot, wielkie
przeżycie. Alan wciąż mnie pytał czy jestem podekscytowana, a ja cały czas uciekałam wzrokiem od niego ukrywając łzy nieszczęścia z powodu opuszczenia mojej kochanej Polski, rodziny
i ukochanego. Zapewne myślisz dlaczego Krzysiek nie poleciał ze mną. On miał pracę
w Krakowie, postanowiliśmy, że lecę tylko na rok. Wracam w listopadzie 2007 roku. Będziemy
rozmawiać, widywać się od czasu do czasu przeżyjemy to chwilowe rozstanie.
Alan był podekscytowany ja trochę nieszczęśliwa. Wylądowaliśmy. Wszystko było super. Wsiedliśmy w piętrowego busa,
zostawiliśmy bagaże na dole, poszliśmy na piętro. Ja od razu chwyciłam darmową gazetę
i szukałam ogłoszeń o pracę. Alan śmiał się ze mnie. Przyjechaliśmy do domu. Na drzwiach
wejściowych wisiała już naklejka JUSTYNA WIŚNIEWSKA. W moim nowym pokoju było łóżko,
które już wcześniej widziałam, biurko, komputer do mojej dyspozycji, wielka szafa, nawet ręczniki,suszarka do włosów i chusteczki higieniczne. Mieszkanie było w kamienicy 10 minut drogi od
centrum. Wspaniałe zaciszne miejsce.
I tak zaczęła się moja cudowna przygoda w tym mieście, życie ze wspaniałymi ludźmi którzy pokochali mnie jak swoją córkę. Nauczyli mnie mnóstwo cudownych rzeczy. Jak byłam smutna
kupowali polski chleb i mój ulubiony wiejski serek. Przeżywali każdą radość i niepowodzenie
w pracy. Wiedzieli kiedy mam urodziny i urządzili mi wycieczkę, której nie zapomnę do końca
życia. Przyjęli w wyjątkowy sposób moją mamę, brata i Krzyśka. Na pożegnanie na lotnisku
wszyscy płakaliśmy, nawet Alan, a na zakończenie powiedzieli, że mają nadzieję, że szybko
wrócę do domu.
Teraz często wracam do mojego drugiego domu. Niewiele się tam zmieniło. Maureen, która wita mnie po Polsku: Dzień dobry, jak się masz? Alan, który chętnie angażuje się w moje różne rzeczy. Na drzwiach nadal jest naklejka JUSTYNA WIŚNIEWSKA, a jak przyjeżdżam zawsze
w lodówce jest wiejski serek i świeżo wyciskany sok pomarańczowy. W szafce z herbatami – moja ulubiona zielona. W korytarzu patrzę z zapytaniem czy śpię w tym pokoju co zawsze, Alan mi opowiada, tak śpisz u siebie. Przepraszamy, ale Maureeen trochę korzystała z niego podczas Twojej nieobecności. Czasami do siebie piszemy, wysyłamy kartki, rzadko dzwonimy. Ja staram się przylecieć choć
raz w roku do Edynburga (dzięki mojej pracy udaje mi się częściej), Alan czasami przylatuje do Sopotu. Taka to moja niezwykła historia tego jak znalazłam się w cudownym miejscu. Edynburg kocham. Jak tylko ląduję czuję zapach palonego jęczmienia
i wiem, że jestem u siebie w drugim domu. Szkocja to jest jedyne miejsce z tak wielu, które zwiedziłam, do którego mam miłość, sentyment. Tam się wydarzyło wiele wspaniałych rzeczy.
Teraz mam to szczęście, że mogę zabierać do Mojej Szkocji innych ludzi i pokazywać moje
miejsca, opowiadać moje przygody, zarażać wszystkim co Szkockie.
Jeśli chcesz żebym pokazała Tobie moją Szkocję, w zupełnie inny, niestandardowy sposób zapraszam na wyjazdy razem ze mną:
Przeżycia w Szkocji są dla mnie niezwykłe, tak samo jak cała Szkocja.
Ludzie, których tam poznałam fantastyczni.
Spodobała Ci się moja szkocka przygoda?
Pozdrawiam
Justyna